Blog

Wspomnienia


Ich trzech i bałtyckie morze...

11.01.18, 12:00

Rejsów jest wiele i każdy z nich jest wyjątkowy, jednak niektóre zapadają w pamięci mocniej. Za sprawą ludzi, wydarzeń, atmosfery lub po prostu czegoś innego, co nadaje im tę unikatowość.

 

Takim rejsem był jeden z majowych rejsów w sezonie 2017. Na świnoujskiej kei zjawiło się Ich trzech: Gerard - pierwszy raz na morzu, i w ogóle pierwszy raz na jachcie, Janusz - marzyciel, który jak tylko przejdzie na emeryturę zamierza kupić jacht i opłynąć świat oraz Darek - żeglarz o  wyjątkowej pogodzie ducha. Trzy bardzo różne osoby i charaktery, które miały mi towarzyszyć przez najbliższy tydzień w rejsie do Gdyni. Tylko ich trzech i aż ich trzech.

Polscy żeglarze nie są przyzwyczajeni to żeglowania w tak niewielkim składzie. Tradycja rejsów klubowych, wieloletnia niedostępność żeglarstwa i zwyczajnie względy ekonomiczne sprawiły, że polski jacht wpływający do zagranicznego portu, z gromadą żeglarzy krzątających się po pokładzie, którzy przygotowują cumy i wieszają odbijacze, wciąż nie dziwi. No… może trochę dziwi Niemców, Szwedów, Duńczyków, Norwegów, którzy przyzwyczajeni są do żeglowania jedynie z partnerem, rodziną, dziećmi, psem czy kotem ;-)

Takie żeglowanie ma swoje zalety i ograniczenia. Plusy to, że jest kameralniej i przestronnej. Minusy natomiast są takie, że bywa bardziej męczące i trasę trzeba planować dokładniej, często krótszymi odcinkami. Tym razem Bałtyk postanowił nam sprzyjać. Wyżowa pogoda zapowiadała przez cały tydzień słabe i umiarkowane wiatry wiejące z dobrych kierunków oraz dobrą widzialność. Decyzja została podjęta: próbujemy zrobić całą planowaną trasę. Panowie zostali podzieleni na wachty, w dzień dłuższe, w nocy krótsze. Ustaliliśmy, że samotnie żeglujemy zawsze wpięci, a jak kogoś dopadnie zmęczenie - od razu daje znać!

I udało się! W Svaneke udało się zobaczyć drewniany “wiatrak”, w Gudhjem zjeść lokalny przysmak - wędzoną makrelę, wysłać widokówkę z malowniczego Christiansø, w Karlskronie zwiedzić muzeum morskie, na Utklippan wypić szybką kawę, a na Helu odwiedzić fokarium i podelektować się smakiem smażonego dorsza i… zimnego piwka w helskim “Morganie”. :-) Było sporo żeglowania, jeden prawie dwudobowy przelot, kilka wschodów i zachodów na morzu, sporo wrażeń, rozmów, śmiechu i refleksji nad sprawami mniejszymi i większymi. Do Gdyni wpłynęliśmy pełni energii i z poczuciem, że coś wspólnie przeżyliśmy. :-)

Na tym rejsie powstała też krótka impresja filmowa dokumentująca ten żeglarski tydzień.

 
 
 

 
 
 

Rejsy często mają swój ciąg dalszy, który ma swój bieg nie tylko na wodzie także na lądzie i jak było w tym przypadku, nie tylko….

“Śpiewać każdy może” - śpiewał Jerzy Stuhr na jednym z opolskich festiwali. ;-) O ile Gerard nie przejawiał ciągot estradowych to Janusz i Darek jak najbardziej! Panowie dali się nawet  nagrać. Janusz pojechał ze mną na jeszcze jeden rejs po Morzu Północnym…i też dał się nagrać. A potem zrobiła się z tego mała tradycja… Co tu dużo pisać, to trzeba po prostu zobaczyć! :-)

 
 

 
 
 



 
 

Podobne wpisy

Zobacz wszystkie »

Morze. Wyobraźnia kontra rzeczywistość.

Pierwszy rejs zostaje w pamięci na zawsze. Bo jak można zapomnieć ogromne zauroczenie, narodziny pasji?!

Kurs na jachtowego sternika morskiego w październiku - to brzmi dumnie.

Ruszamy do boju. Na początek dużo wody dookoła i zapoznanie „na spokojnie” z jednostką. Jak skręca, jaką ma inercję, ile „talentu” trzeba dać silnikowi, żeby wytracić prędkość, jak bardzo jest podatny na boczne podmuchy.