Kapitan Jerzy Gąsowski przywitał nas na kei i zaprosił na pokład. Od pierwszej chwili jego spojrzenie obiecywało dużą wiedzę, dobrą opiekę i ojcowskie pobłażanie, o czym mieliśmy się przekonać na morzu.
Rozlokowaliśmy się w kajutach, a że na kei pojawili się kurierzy z dostawami jedzenia, zabraliśmy się za sztauowanie prowiantu na cały rejs. Byłem pod wrażeniem, ile różnych wariantów posiłków przewidział Kubryk. Były świeże dania obiadowe do odgrzania, dużo warzyw, przypraw i produktów samodzielnego popisania się w kambuzie, pyszne gotowe zupy i całe mnóstwo przekąsek między posiłkami. Nie zabrakło też wszelkich napojów 0%, no może tylko babcinego kompotu z rabarbaru ;)
Gdy już wszystko pochowaliśmy do bakist, jaskółek i lodówek, Kapitan przystąpił do szkolenia załogi z bezpieczeństwa na jachcie morskim i zapoznał z obsługą wszelkich instalacji. Dopasowaliśmy sobie pneumatyczne kamizelki asekuracyjne i sztormiaki, których kilka zestawów czekało na nas w szafkach. Podzieliliśmy się też na wachty.
Po wszystkim zasiedliśmy do planowania rejsu, które połączyliśmy z „wieczorkiem zapoznawczym”. Pogoda nie była po naszej stronie, a dodatkowy brak doświadczenia morskiego większości z nas sprawił, że zaczęliśmy mocno rewidować pierwotną trasę: Gdańsk - Grönhögen - Kalmar - Karlskrona - Gdańsk. Za kilka dni u wybrzeży Szwecji miał przechodzić sztorm, który zamurowałby nas w jednym tamtejszych portów, uniemożliwiając powrót w terminie. Jurek, jak przedstawił się Kapitan Gąsowski, nie jest typem chojraka i ryzykanta. Dla niego najważniejsze było nasze bezpieczeństwo, komfort i zapamiętane dobre wrażenia. Postanowił, że nie rzucimy się od razu przez morze, lecz popłyniemy na Hel i tam zobaczymy, co dalej. Liczyliśmy się nawet z tym, że będziemy opływać tylko polskie wybrzeże.
Nazajutrz, po obfitym śniadaniu, wypłynęliśmy na Zatokę Gdańską i po południu dotarliśmy do portu Hel. Po Marinie Gdańsk, Hel nie wywarł na nas dobrego wrażenia. Widać, że dużo jeszcze jest tam do zrobienia, by żeglarze czuli się komfortowo. Otoczenie portu także wymaga „odświeżenia” ;)


