Miałam obawy dotyczące naszej wyprawy ze względu na termin – początek Października. Czytając wcześniejsze relacje żeglarzy z Chorwacji, miałam wątpliwości czy to aby dobry czas na pływanie. No ale cóż kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Tym razem Wojtek Czerwiński z Agencji Kubryk, pomógł nam w wyczarterowaniu jachtu Hanse 345 o dość zastanawiającej nazwie “No Name”. Trochę było wesoło, gdy zgłaszaliśmy jacht przed wejściami do portów, ale co tam. Najważniejsze, że nasz jacht był bardzo dzielny, szybki (pierwszy raz płynąc, osiągnęliśmy szybkość 8,5 kn) i bardzo sterowny. Przed odebraniem jachtu, zastanawialiśmy się jak to będzie przy zdaniu, opierając się znowu na opiniach wakacyjnych innych żeglujących. Ale wszystko po kolei..
Po raz kolejny wybierając się do Chorwacji, skorzystaliśmy z samolotu. Bilety kupiliśmy już w Listopadzie ubiegłego roku, płacąc po 670 złotych od osoby z wliczonym dodatkowym bagażem. W Dubrowniku przywitała nas piękna pogoda. Tym razem jacht został wyczarterowany w chorwackiej firmie Croatia Yachting. Gdy dotarliśmy do Mariny, było już ciemno, więc odbiór jachtu został przełożony na Niedzielę rano. Pracownik Croatia Yachting był bardzo uprzejmy i następnego dnia przyszedł do pracy pół godziny wcześniej, abyśmy mogli odebrać jacht. Pokazał rysy i uszkodzenia z zewnątrz jachtu, wytłumaczył co i jak i wyruszyliśmy w stronę Czarnogóry i sławetnej Boki Kotorskiej.
Pierwszy przystanek to Cavtat i odprawa celna. Gdy stanęliśmy w strefie celnej long side, przy cumowaniu pomógł nam młody człowiek, który zażyczył sobie 100 kun za tę usługę. Nie było się kogo spytać czy to legalne czy też nie, ale po wręczeniu pieniędzy, przyniósł nam paragon. Więc chyba tak musi być. My płynęliśmy we dwójkę, więc jego pomoc była nam na rękę.
Sama odprawa wcale nie jest skomplikowana. Z wypisaną listą załogi, dokumentami jachtu i naszymi paszportami Adam powędrował do kapitanatu, a później na policję. Więcej czasu zajęło mu znalezienie kapitanatu niż cała odprawa. Oczywiście mieliśmy przywieszoną żółtą flagę MKS, ale tak na prawdę nikt tego nigdzie nie sprawdzał. Urzędnicy bardzo mili i uśmiechnięci. Adam musiał podać port w którym będziemy się clić po raz kolejny. Po tak sprawnej odprawie wyruszyliśmy do Zeleniki w Czarnogórze, aby tam znowu się odprawić. I tu uwaga. Nie polecamy Zeleniki jako punktu odprawy. Wprawdzie nie było tam żadnych problemów, ale było sporo niedogodności aby zacumować. Według nas jest to miejsce do odprawy dużych jednostek, a nie jachtów. Nabrzeże jest bardzo wysokie, przy nim czarne, twarde i brudzące gumowe cylindry, polery w bardzo dużej odległości jeden od drugiego i nikogo, kto odebrałby cumę. W trochę nerwowej atmosferze, udało nam się zacumować i znowu Adam z dokumentami jachtu, paszportami i listą załogi powędrował na policję, do kapitanatu i znowu na policję. Tu także wszystkie formalności przebiegły bez żadnych nieprzewidzianych sytuacji. Za winietę zapłaciliśmy 20 euro, a za usługi manipulacyjne 2 euro.
A więc wreszcie możemy płynąć w dalszą drogę. Tyle się o niej naczytaliśmy, zaplanowaliśmy ze szczegółami wszystkie miejsca, które będziemy chcieli zwiedzić i już nie mogliśmy się doczekać, kiedy zobaczymy te wszystkie zjawiskowe miejsca.
