Rano czekamy jeszcze na obiecaną kartę SIM do pokładowego rutera – przecież bez Internetu młodsza część załogi nie przeżyje rejsu! Jeszcze drobne zakupy uzupełniające i około 1200 ruszamy w rejs. Jacht stoi w głębi mariny więc pierwsze wyjście nieznanym jeszcze jachtem, o niepoznanych jeszcze właściwościach manewrowych i do tego przy szkwałach jest trochę stresujące. Mimo, że armator stał na kei i patrzył, odejście poszło bez problemów. Podejście alongside (czyli burtą) do stacji benzynowej po uzupełniające tankowanie (by na start był pełny zbiornik) to już prosta sprawa. Przecież to normalka w portach bałtyckich.
Po uzupełnieniu paliwa wychodzimy z Mariny Kremik w Primosten i wychodzimy na morze. Pierwotny plan zakładał żeglugę na wyspę Vis, ale wiatr wieje dokładnie w dziób więc nie ma sensu przez cały dzień halsować się pod wiatr, tym bardziej że stosunkowo późno wyszliśmy z portu. Dlatego podejmuję decyzję, by iść do Trogiru. Płyniemy pełnym bajdewindem, wiatr około 14 węzłów więc od razu pierwszego dnia załoga ma możliwość przyzwyczajenia się do bujania. Ale nie ma z tym problemu i nikt nie rozmawia z rybkami. W trakcie żeglugi rozmawiamy o zasadach prawa drogi, by osoby biorące pierwszy raz udział w rejsie miały pojęcie kto i kiedy ma pierwszeństwo. Opowiadam więc o prawych halsach itp., itd. i od razu mamy pokaz praktyki. My idziemy bajdewindem prawego halsu a kursem kolizyjnym zbliża się do nas z oddali jacht płynący lewym halsem. Więc mówię, że pewnie nas widzą i ustąpią drogi, bo my idziemy prawym halsem a oni lewym. Ale cały czas go obserwuję i widzę, że tamten jacht nic nie robi, nie zmienia kursu. Więc nie czekając na zbytnie zbliżenie odpadam, by go przepuścić. Jak tamci przechodzą przed nami to widzę, że jacht idzie na autopilocie, a załoga przebrana za piratów imprezuje w najlepsze! Ale jak już się minęliśmy to zorientowali się, że wymusili pierwszeństwo i przeprosili przez UKF. Czyli był wykład z teorii oraz pokaz praktyki prawa drogi.